Nunzia

Starych drzew się nie przesadza. Nawet dla Dolce&Gabbana

"

,,Dajcie mi 5 minut… skończę tylko myć podłogę” – prosi Nunzia.

Po chwili zaprasza nas do środka, do swojego skromnego mieszkania. Wchodzi się do niego
– podobnie jak do większości mieszkań w Starym Mieście, Bari – prosto z ulicy. Chwila uwagi, patrz pod nogi… Hop, mały próg i już jesteś w domu.

Nunzia, wprawiona medialnie, znakomicie czuje się przed obiektywem i dyktafonem.
Lubi opowiadać. Zaczyna lekko i pogodnie od całkiem świeżej opowieści, tuż sprzed roku. Przemawia całą sobą:

"

Zeszłej zimy przychodzi do nas dziewczyna i mówi: ,,Słuchaj, Nunzia. Musimy zrobić sesję zdjęciową dla Dolce&Gabbana. Tutaj, na tej ulicy. Musicie się na ten czas wynieść stąd, z Waszymi stoliczkami”.

Nie ma mowy, mówię! Kobiety tu mieszkające nie przeniosą się stąd. To tutaj czują się bezpiecznie. To ich, dom i ogród. To wszystko, co mamy! Prywatnym samolotem przylatuje Dolce&Galbana z producentami, znanymi osobistościami z telewizji. Mówię Ci, wychodzą same piękności – modelki o długich nogach, tu
i tam kolorowe ubrania, całe to Boom! Wow! Nachodzi mnie myśl, czy dziewczynom nie jest za zimno
w tych króciutkich spódniczkach, w cienkich jak opłatek sukienkach. Nieziemskie show. Wychodzę, oferuję wszystkim coś do jedzenia, na rozgrzanie. Karmię samego Stefana Gabbanę. Nadchodzi wieczór, po całym szaleństwie, spokój. Nagle…ktoś puka, cichutko do moich drzwi.
To on – Stefano!

,,Signora, mogę podarować Pani flakon moich perfum?” Ach! Co za klasa! Co za szyk! Ciepły i dobry człowiek. Ozdobi cały swój sklep zdjęciami z tej właśnie ulicy.
Z mojego… naszego domu!

Babcia Nunzia znana jest nie tylko w regionie, ale także i za oceanem. Tak prosto i szczerze opowiada swoją historię:

"

Jesteśmy ostatnimi świadkami tradycji wyrabiania orechiette…
Wyrabiam makarony od kiedy skończyłam 6 lat. To nie jest moja super moc. To nie jest magia. Wystarczy trochę cierpliwości, której nauczyła mnie mama. Od początku powtarzała: ,,Wyjdź na podwórko (cit!ulicę)
i zobacz, jak się robi domowe makarony: cavatelli, orecchiette, fusilli, tagliatelle”. I ja, tymi rączkami, całymi dniami pomagałam mamie. Le orechiette to moje życie! Wyszłam za mąż, wychowałam dzieci i nadal zajmuję się makaronami. To, czego uczę wszystkich, którzy do mnie przychodzą, jest dziecinnie proste. Musicie nauczyć się rzemieślnictwa. Technologia, nowoczesność jest piękna, ale nie rezygnujmy z rzeczy wyrabianych ręcznie. Zachowajmy orecchiette. Zachowajmy tradycję!