Umbryjskie miasteczka, nie wyłączając Perugii, położone są na łagodnych wzgórzach, dlatego, aby dotrzeć do celowego miejsca naszej wyprawy, musimy zrobić mały spacer pod górkę.
Jest on jednak warty wszelkich starań, bo kiedy docieramy do starożytnych murów klasztoru jeszcze z XIII wieku, wiemy, że znajdujemy się w miejscu absolutnie wyjątkowym.
Przy wejściu wita nas Sofia oraz Aurelie, młodziutkie Francuzki, które odrzuciły pęd współczesnego świata, aby poświęcić się w całości czasochłonnej i skrupulatnej sztuce tkactwa.
“Przyjechałyśmy do atelier w czasie studiów na praktyki. Od razu zakochałyśmy się w tym miejscu i zrobiłyśmy wszystko, aby zamieszkać w Perugii i kontynuować tę magiczną przygodę. Tu czas stoi w miejscu. Praca na krosnach wymaga ogromnego skupienia i pokory. Tu nie ma miejsca na błędy” – opowiadają, prowadząc nas przez kolejne zaułki średniowiecznej świątyni, pełnej krosen, kolorowych nici, fragmentów nieskończonych, bogato zdobionych płócien.
Pracownia i zdesakralizowany budynek klasztorny należą do Marty, prawnuczki założycielki całego biznesu, Giuditty, urodzonej w 1879 roku! Marta dorastała w cieniu niekontynuowanej rodzinnej tradycji, której postanowiła przywrócić dawną świetność.
“Kiedy byliśmy dziećmi, mieszkaliśmy tu obok, a klasztor stał całkowicie pusty i głuchy. Bawiliśmy się w tu we wszelkiego rodzaju zabawy i graliśmy w piłkę”
Prababcia Marty, Giuditta dorastała w czasach, gdy rewolucja przemysłowa radykalnie zmieniała włoski krajobraz gospodarczy. Wiele tradycyjnych rzemiosł, w tym tkactwo, stawało się przestarzałe, a ich unikalne techniki zanikały. Brozzetti, zafascynowana bogatą historią rękodzieła swojego regionu, postanowiła temu przeciwdziałać. Historia głosi, że w czasie I wojny. Wszystkie maszyny gromadzone przez Martę na przestrzeni wielu lat są oryginalne i drewniane, nie ma tu nic, co świadczyłoby o współczesnej automatyzacji wielogodzinnego procesu. Marta opowiada nam, że naprawa zepsutej maszyny trwa tygodniami, a ona jest jedyną osobą, która potrafi to zrobić. Lekcje cierpliwości i pokory odrabia zatem regularnie.
wiatowej przemierzała Umbrię, usłyszała stukot pracujących w domostwach krosien. To zainspirowało ją do założenia szkoły ręcznego tkactwa, dzięki czemu dała tysiącom kobiet pracę.
Fundatorka zgromadziła w swoim warsztacie liczne zabytkowe krosna, z których najstarsze pochodzą z XVIII wieku. Dzięki nim mogła odtworzyć tkaniny według starodawnych technik, na podstawie dawnych dokumentów i obrazów. Powstawały tu średniowieczne i renesansowe motywy: jak damaski, brokaty czy gobeliny.
Szczególnym znakiem rozpoznawczym dla tego regionu były tovaglie perugine – czyli obrusy z Perugii, charakteryzujące się niebieskimi splotami jodełkowymi na białym tle. Używane od od XII wieku przy obrządkach kościelnych, stały się w późniejszych latach symbolem statusu klas wyższych i wyrafinowanej klienteli. Zaczęły pełnić funkcje pasa, sztandaru, sakwy, czy nagrody w turniejach rycerskich.
Niezwykłym jest, że dzięki Marcie, Sofii i Aurelii, nie musimy podziwiać fragmentów tych historycznych materiałów za muzealnymi gablotami, ale sami możemy stać się właścicielami unikatowego akcesorium i ozdobić swoje przestrzenie w tak niebanalny i jakościowy sposób.
Atelier zachwyciło nas tak bardzo, ponieważ mieści w sobie kwintesencję tego, co nazywamy podróżami slow: niesamowitą historię autentycznych ludzi regionu, olśniewające przestrzenie, tradycję, wartość i przede wszystkim czas, który zdaje się tu sączyć leniwie, zatrzymując atmosferę starodawnych czasów…